Najlepsze seriale komediowe

Te starsze znamy wszyscy (Przyjaciele, Latający Cyrk Monty Pythona), te młodsze już niekoniecznie. Stąd moja krótka przebieżka po najlepszych (moim bardzo skromnym zdaniem) serialach komediowych, które warto połknąć w całości. Dla porządku, mamy tu do czynienia z trzema grupami ludzi, którzy odpowiadają za potencjał humorystyczny:

  1. rodzina (My Family, American Housewide, Modern Family)
  2. paczka przyjaciół spotykająca się w barze (Seinfeld, Rules of Engagement, How I Met Your Mother)
  3. nerdowie vs. normalsi (IT Crowd, Big Bang Theory).

Jeśli któryś koncept Cię znudził, wybierz inny; jeśli któryś lubisz, idź do podobnego. I daj znać, co jeszcze powinnam wciągnąć na poniższą listę 🙂

My family

Brytyjski serial komediowy, którego pierwsze bodajże 8 sezonów to majstersztyk (potem zmieniono scenarzystów…). Poznajemy w nim ponurego dentystę i jego wspaniałą rodzinę: złośliwą żonę, interesowną córkę, mądrego beniaminka oraz niezwykle głupiego starszego syna (jeśli oglądaliście Love Actually, to grał go, i to w podobnym stylu, podbijający amerykańskie dziewczęta Colin, czyli aktor Kris Marshall).

Zdarzało mi się pauzować, żeby wyrechotać się do końca, nim mnie uderzy następny gag. Polecam dla wielbicieli czarnego humoru sączącego się ze świetnych dialogów

Rules of Engagement

Dwie mieszkające po sąsiedzku i zaprzyjaźnione ze sobą pary – jedna zaawansowana stażem, druga zmierzająca dopiero do ślubu – spotykają się codziennie w knajpce z kolegą, który jest singlem (w tej roli szalony David Spade).  To okazja do krytyki najprzeróżniejszych relacji łączących pełnych przywar ludzi, przedstawienia bitew między kobietami i mężczyznami w różnym wieku i o różnym temperamencie. No, ale co wyrabia postać grana przez Spade’a – leniwy syn miliardera, który myśli tylko o seksie – tego się nie da opowiedzieć.

Mój mąż do dziś używa cytatów z tego serialu, a ja polecam zwykle w pierwszej kolejności, bo to humor sytuacyjny gra tu pierwsze skrzypce, co przemawia do wszystkich.

American Housewife

Takie „My family”, tylko główną bohaterką jest złośliwa gospodyni domowa, której mąż jest dobroduszny i naiwny, a dzieci to bezdennie głupia córka, bezgranicznie chciwy syn i najmłodsza pociecha z poważnymi nerwicami. Chór stanowią dwie przyjaciółki, z których jedna jest doprowadzoną do skrajności matką-tygrysicą bez serca (komiczka Ali Wong, polecam jej stand-upy).

To ciepłe historie z miłym zakończeniem, ale dialogi bywają naprawdę cięte. Stanowi satyrę na nierówności społeczne, ale mówi też co nieco o rodzicielstwie.

Big Bang Theory

Grupa utytułowanych (naukowo) nerdów zderza się z piękną i sprytną kelnerką z marzeniami o aktorstwie (choć niezbyt dużym talentem) reprezentującą, wraz z inteligentną i złośliwą koleżanką, świat tzw. normalnych ludzi. Ich przygody to typowy humor sytuacyjny, ale w tle ciągną się historie miłosne, postaci dojrzewają, osiągają sukcesy i zaliczają życiowe porażki.

Trzyma wysoki poziom przez wszystkie sezony i dostarcza wzruszeń.

IT Crowd

Brytyjski humor sytuacyjny najwyższych lotów, dość absurdalny zresztą. Podobnie jak w „Big Bang Theory” mamy tu do czynienia z opozycją nerd – normals, przy czym za nerdów robią pracownicy działu informatycznego, a za normalsa – ich szefowa, która może nie zna się zupełnie na komputerach, ale za to troszkę lepiej radzi sobie z ludźmi (choć ta kwestia jednak staje wielokrotnie pod znakiem zapytania). Do wesołej gromadki trzeba dołączyć jeszcze ekscentrycznego (delikatnie rzecz ujmując) właściciela i prezesa firmy, którego z czasem zastępuje jego równie…hmmm… specyficzny syn… i mamy prawdziwe fajerwerki. Jednego z informatyków gra Richard Ayoade, którego można zobaczyć także w brytyjskim programie komediowym „Was it something I said?”, na który też warto zerknąć.

Modern Family

Kolejna rodzina, tym razem wielopokoleniowa, z całym przekrojem społecznym: od gejów wychowujących adoptowane w Azji dziecko, przez typową parę z trójką dzieci z amerykańskich przedmieść, po bogatego starszego ojca rodu, który poślubił o połowę młodszą od siebie piękność z Ameryki Południowej. Serial ma duże tempo, bo co i raz przygody tych 11 bohaterów przerywane są ich komentarzami wygłaszanymi do telewizyjnej kamery, która nagrywa materiał dokumentalny (dlaczego się tak dzieje, nikt nie dopowiada).  

Świetna satyra, bardzo wyraziste, może niekiedy karykaturalne wręcz postaci, a do tego bardzo staranna budowa każdego odcinka, w którym kilka równolegle biegnących wątków spotyka się w finale. Najbardziej familijny serial ze wszystkich tu wymienionych.

How I Met Your Mother

To już trzeci serial, w którym akcja powraca regularnie do baru (pod spodem jeszcze kandydat nr 4). Paczka przyjaciół na podobieństwo… Przyjaciół (Friends) łączy się w pary, szuka miłości i spełnienia w życiu. Narrację prowadzi niepoprawny romantyk, który opowiada dzieciom, jak poznał ich matkę – przy czym jego monolog trwa 10 sezonów. Mamy w tej grupie poczciwych ludzi z małymi słabościami, które pakują ich w kłopoty, oraz postać niezłomnego singla, który zalicza kobiety dla sportu – w tej roli wypłynął ponownie na szersze wody (popularności) pamiętny Doogie Howser, czyli Neil Patrick Harris.

Już pod koniec wymuszony, ale mimo wszystko udany serial. Czasem więcej w nim wzruszeń niż śmiechu, jak w Przyjaciołach.

Seinfeld

Komik z Nowego Jorku spotyka się w domu lub barze szybkiej obsługi z paczką znajomych: Elaine i Georgem oraz ekscentrycznym sąsiadem Kramerem. W sumie serial sprowadza się do pokazania zwykłych zdarzeń z ich życia, które owe postaci komentują w rozmowie, pokazując się przy tym od najgorszej strony. To zdecydowanie jedyny serial komediowy, jaki znam, który ma antypatycznych bohaterów z założenia.

W każdym odcinku znajdują się fragmenty występu Seinfelda (ten format skopiował potem Louis C.K.) – i to jest chyba klucz do tego serialu. Tak jak w stand-upie, gdzie śmieszą nas wypowiedziane na scenie najgorsze myśli albo anegdoty o najbardziej bezczelnych i wrednych zachowaniach łamiących społeczne tabu, w “Seinfeldzie”słyszymy szczerych do bólu ludzi analizujących bez wstydu swoje pozbawione empatii podejście do innych, widzimy też ich najgłupsze możliwe zachowania.