Wierszem z placu budowy

Goodnight, Goodnight, Construction Site, Little Excavator

Sherri Duskey Rinker, Tom Lichtenheld (i.), Goodnight, Goodnight, Construction Site, Snów kolorowych placu budowy (tłum. Joanna Wajs)

A: Chronicle Books, P: Nasza Księgarnia

Oto wszystkie maszyny na placu budowy układają się do snu. Pracowały dzielnie cały dzień, a teraz ogarnia je zmęczenie. Najpierw widzimy, jakie zadania wykonały: dźwig, betoniarka, wywrotka, spychacz i koparka, a potem mówimy każdej z maszyn „dobranoc”, by na koniec otrzymać zaproszenie do pójścia w ich ślady – tak wygląda cała opowieść rozłożona na 28 bogato ilustrowanych stronach. Zaznaczyć pozostaje, że tekst jest rymowany i raczej krótki – strofy zwykle nie przekraczają czterech wersów. To historia dla fanów pojazdów, nie znajdziesz w niej nic więcej poza osobliwym podejściem do pracy jako, uwaga!, niebywałej zabawy, którą z żalem się porzuca.

Mimo że jest to sympatyczna pozycja na dobranoc, jestem niezmiernie zaskoczona faktem, że ktoś podjął się wprowadzenia tej książki na polski rynek. Tłumaczenie wierszowanych opowieści jest nie lada wyzwaniem, szczególnie w przypadku przekładu z języka angielskiego, który jest bardzo rytmiczny i pozwala w zależności od potrzeb przesuwać akcenty, rozszerzać lub skracać liczbę sylab (może nie tak jak francuski, ale jednak). Mówiąc krótko: jak się nie jest Barańczakiem, który pisał nowy tekst, zamiast przekładać oryginał, to trudno z takiej rymowanki zrobić coś wartego uwagi. Widziałam kilka stron tłumaczenia – i ani nie jestem oburzona, ani zachwycona. Ale Twojemu dziecku nie polecam wersji polskiej – po co komu taki sztuczny twór? Lepiej czytać wierszyki, które zostały stworzone w danym języku, jeśli żadne dodatkowe treści nie uzasadniają sięgnięcia po tłumaczenie.

Anna Dewdney, Little Excavator

Wydawnictwo: Viking

Kolejne po „Goodnight, Goodnight, Construction Site” przygody na placu budowy – tym razem jednak pojawia się bohater, mała koparka, która chciałaby pracować tak, jak duże maszyny, ale a to gdzieś wpadnie, a to się przewróci, a to wjedzie pod… koła, oczywiście. Ciągle więc słyszy, że jest za mała i że musi poczekać, aż dorośnie – zdanie, którym częstujemy nasze maluchy po wielokroć. Pod koniec robót, które przekształcają zaśmieconą działkę w śliczny park dla okolicznych mieszkańców, okazuje się jednak, że do wykonania jest zadanie, z którym nie radzą sobie duże maszyny, a wówczas mała kopareczka spisuje się świetnie.

Krótkie, dwuwersowe strofy, urocze rysunki, sprytne wykorzystanie wewnętrznych stron okładkowych do pokazania „przed” i „po” placu budowy, a także mnóstwo onomatopei dodają jeszcze tej książce uroku. Moim zdaniem pozycja obowiązkowa dla najmłodszych, którzy z chęcią posłuchają angielskiego wierszyka – wersji polskiej historii tym razem na szczęście brak.

Nawiasem mówiąc: porównanie „Goodnight…” i „Little Excavator” pokazuje, że prosty opis rzeczywistości nie porusza, potrzebny jest jeszcze każdej opowieści bohater, który mierzy się ze światem – w końcu lubimy się z kimś utożsamić albo po prostu trzymać za kogoś kciuki.