Poniżej dalszy ciąg porad “Jak zachęcić dziecko do książek”. Poprzednie części znajdziesz tu i tu.
Daj przykład. Banalna sprawa, a jednak sama łapię się nieraz na tym, że czytam w autobusie albo gdy Michał zaśnie, a niekoniecznie przy nim. Bo wystarczy, że po coś sięgnę, przybiega do mnie ze swoją książką. Przyznam, że o ile nie można mnie przekonać do oderwania się od lektury, by budować z klocków, o tyle książkę zawsze przeczytam – to moja „grzeszna” niekonsekwencja rodzicielska i jawny dowód na stronniczość (choć praktykuję przy tym „tylko doczytam…”, jak każdy normalny człowiek). Co jednak zrobić, żeby takie przeszkadzajki w trakcie naszego czytania nie drażniły? W końcu to wyjątkowo irytujące, gdy co człowieka prawdziwie pochłonie. Ja wybieram czasopisma, od których dużo łatwiej jest mi się oderwać niż od książki.
Przy różnych okazjach nawiązuj do książek, które czytasz z dzieckiem. To łatwe, bo po setkach czytań adekwatne do danej sytuacji wyrażenia ze znanych Wam historii same przyjdą Ci na myśl. Ale nie zapominaj też o przekładaniu informacji z książek na rzeczywistość Twojego dziecka – jak pyta o rury i kable, pokaż mu piony wodno-kanalizacyjne i zajrzyj do puszki; jak ciekawi go lawa, wyszukaj na youtube krótkie (!) nagranie erupcji wulkanicznej. Jak wskazuje na układ oddechowy, pokaż, gdzie są jej płuca, którędy biegnie tchawica, zauważ, że wciąga powietrze, i pooddychaj głośniej niż zwykle. Swoją drogą, czy widzieliście coś równie pięknego, jak twarz dziecka rozjaśniona uśmiechem na widok czegoś, co dotąd znało tylko z obrazka? (odpowiedź najprawdopodobniej brzmi: „Tak, radość z zobaczenia traktora po raz setny nawet”; ale wiesz, o co mi chodzi).
Rób kilka podejść do bardziej skomplikowanej książki i wchodź w nią etapami, zamiast brnąć od pierwszej do ostatniej strony na hurra. Może najpierw przejrzyj razem z dzieckiem obrazki i zatrzymaj się na tym, co je zainteresuje? Opowiedz zamiast czytać? Czytaj fragmenty tekstów zamiast całość? Nie mam tu na myśli zmuszania dziecka do czegoś, na co ono nie ma ochoty, a raczej fakt, że rodzicom zdarza się czasem zniechęcić dziecko do książki swoim sztywnym podejściem „od A do Z”. Pamiętam też, że w dzieciństwie tata podsumował mi pod nos gazetę i mówił „przeczytaj nagłówki, zobacz, może znajdziesz tam coś ciekawego dla siebie”. I znajdowałam 🙂 Dlatego w zachęcaniu do różnych lektur, np. tych niepowiązanych ze strażakami czy koparkami, nie widzę nic złego.